wtorek, 13 listopada 2012

a za rok przy piwie wymyślimy jakieś ciekawsze wyzwanie...


Dziś przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Początek rewolucji został opowiedziany, od teraz coraz mniej będzie archiwaliów, a blog będzie się toczył i staczał w czasie rzeczywistym.  

6 tygodni temu było tak...



Dzień dobry, dziś mamy 13. listopada, mija właśnie 43. dzień od zawiązania supła na osi czasu, a Wy słuchacie radia Guru. W dzisiejszej audycji tradycyjne copółtoramiesięczne podsumowanie moich osiągnięć. Zaczynamy!

- od sześciu tygodni nie palę papierosów. Biorę głębokie wdechy, nie kaszlę śmiejąc się, próbki mojego oddechu pobrała dr Irena Eris, powstanie z niego ekskluzywna linia odświeżacza do ust. To nie miało prawa się udać…

- od dwóch miesięcy nie tknąłem alkoholu. Przez pierwsze tygodnie łatwo nie było, zwłaszcza na kilku imprezach urodzinowych i niepitym weselu. Jakiś czas temu w markecie przechodziłem obok półki z piwem. Spojrzałem w jej stronę i czule powiedziałem: „tęsknię…”. Ale teraz… Mam wrażenie, że ledwie sobie przypomniałem, że miałem o tym napisać.  

- nie jem cukru, udaje się stosować dietę polegającą na niewpierdalaniu wszystkiego do utraty tchu

- od zawiązania supła na osi czasu przebiegłem już jakieś 100 kilometrów. Biegam średnio co trzeci dzień, średnio 9 kilometrów. Na punkcie biegania ześwirowałem, o tym już było i jeszcze dużo będzie

- z podobną regularnością chodzę na ssiłownię. Daję z siebie wszystko. Wielkich zmian na razie nie widać. No, może biceps się trochę powiększył, ale to w granicach błędu sarkastycznego

- schudłem 4 kilogramy. Jestem do przodu o jedną dziurkę w pasku. Dumą napawa fakt, że schudłem nie przez katowanie się dietą, tylko dzięki ciężkiemu wysiłkowi. Ja tych kilogramów nie zrzuciłem, ja je sobie wyszarpałem

Na koniec być może najważniejsze: wysiłek fizyczny na stałe wszedł do mojego życia. Ustala jego rytm, reguluje wszystkie zachowania, jest jasnym punktem, ustawia nastrój.

Dobiegłem do wniosku, że jestem już w rytmie, z którego nie da się wypaść. Forma rośnie, chudnę, wszystko zmierza w dobrą stronę. Dlatego wymyśliłem, że przyda mi się cel dużo odleglejszy. Niniejszym cel ten sobie wyznaczam:

Za rok – w październiku lub listopadzie – pozwolę sobie na piwo. Stanie się to na mecie maratonu, który przebiegnę. Zrobię to. I chuj. 



Źródło: link


Lubcie mnie tu, bo pożałujecie: http://www.facebook.com/FitCzyFiu