niedziela, 16 grudnia 2012

brudna strona fitnessu


Myśl Pierwsza.
Kocham swój pot. Nie zawsze i nie po wszystkim, ale czasami i tuż po. Tuż po bieganiu. Pot jest dowodem, pot jest wykresem aktywności, miarą wysiłku.
Średnio w czasie kilkunastokilometrowego biegu wypacam jakieś półtora litra wody. Gdy po powrocie do domu ściągam z siebie ciuchy, są o wiele cięższe. I o wiele bardziej śmierdzące. Przed włożeniem ciuchów do pralki lubię je wąchać. We wszystkich innych chwilach byłaby to rzecz odrzucająca, ale w tej sekundzie przed zamknięciem pralki i wślizgnięciem się do wanny czuję się, jakbym nagi stał w Pałacu Prezydenckim, a Bronek Komorowski wręczał mi medal. Medal of Odór.

Myśl Druga.



Bieganie doskonale reguluje sprawy żołądkowe. Bodajże drugie moje bieganie zacząłem niedługi czas po zjedzeniu na obiad połówki kurczaka. I większość trasy pokonałem w przekonaniu, że zaraz za chwilę ten kurczaczek wyjdzie tym samym tunelem, którym wszedł i pod jakimś drzewkiem odzyska wolność. To znaczy jego połowa. Nigdy więcej nie obżarłem się przed biegiem. Nagle to, co zawsze było trudne – odmówienie sobie dokładki czy napchanie się ciężkostrawnym gównem – przestało być problemem. Skoro w planach jest bieganie, to pory i styl jedzenia same muszą się temu podporządkować. Organizm sam mi to wszystko podpowiedział. Jem tyle, ile mogę zjeść. Jeśli zjem więcej, to nie ma biegania. Jeśli nie ma biegania, to jestem Fiutem, a nie Fitem.

Wyssane stąd
Myśl Trzecia.
Jak każde dziecko wie, zniewolony kurczaczek albo jego połowa może próbować uciec przez płot albo próbować zrobić podkop. W tym przypadku bieganie również doskonale wszystko wyregulowało. Jeśli wyjdę z domu wiedząc, że kurczaczek rozpoczął drążenie tunelu, to nici z biegania. Bo przyjdzie taki moment, w którym zamiast biegania człowiek bardziej będzie skupiał się na tym, żeby kurczaczek pozostał tam, gdzie jest.


Myśl Czwarta.
Skoro Myśl Druga i Myśl Trzecia stały się dla mnie dobrą nauczką, przyszła mi do głowy i Myśl Czwarta. Od jakiegoś czasu do biegania przystępuję odpowiednio najedzony. Nigdy z pustym żołądkiem i nigdy objedzony. Ale, dla podbicia doznań, lubię sobie tuż przed biegiem zjeść śladową ilość czegoś pysznego. Kilka dni temu były to dwa cienkie plasterki znakomitej kiełbasy domowej roboty. W czasie dłuższego biegu te dwa plasterki lub inna pyszność co jakiś czas delikatnie przypominają o sobie sposobem zasięgniętym z tenisa ziemnego. Odbiciem. Przyjemnym jak dropszot Radwańskiej.

Wyssane stąd
Myśl Piąta.

Bardzo spodobało mi się sformułowanie „Brudna Strona Fitnessu”. Dzięki niemu wpadłem na pomysł na film, który przetrawię przedstawię w najbliższym wpisie.

Wyssane stąd