piątek, 28 grudnia 2012

w biegu czytane vol. 1


Życie Guru składa się nie tylko z biegania, czekania na bieganie, z odpoczynku po bieganiu i z myślenia o bieganiu, ale również z czytania o bieganiu. Guru czyta książki, które uczą go, jak biegać, ale czyta również książki w jakikolwiek sposób z bieganiem związane.

Niniejszym inauguruję mały kącik recenzencki. Różnych rzeczy szukam w książkach i różne rzeczy znajduję, jednak chyba najbardziej kręci mnie odajdywanie w czytanych historiach momentów, w których ktoś mówi „dość”. Zawsze zagadką było dla mnie to, dlaczego człowiek potrafi przez dłuższy albo i bardzo długi czas na własne życzenie doprowadzać się do koszmarnego stanu, a nie potrafi w końcu wziąć się za siebie i ruszyć cztery litery albo dwie nogi. A jeszcze większą zagadką było to, jak można w ciągu jednej chwili, w porywie jakiejś niezrozumiałej emocji, wywrócić swoje życie i przejść na jasną stronę mocy. Nie rozumiałem tego tak bardzo, jak nie rozumiałem, dlaczego każdy mój wcześniejszy zryw kończył się porażką.

Czytanie o chwilach zrywu dostarcza mi największej frajdy. I frajdę tę znalazłem w książce Łukasza Grassa „Trzy mądre małpy”. 


Pana Łukasza pewnie kojarzycie z anteny TVN24. Przez 58 stron książki pan Łukasz opisuje swoje życie przed momentem przełomowym. Aktywną młodość i późniejsze staczanie się po fizycznej równi pochyłej, której kąt nachylenia powiększał się w miarę rozkwitania kariery dziennikarskiej. Stresująca praca, odpowiedzialność, obciążenia, obowiązki rodzinne, koszmarna dieta i brak ruchu – pan Łukasz zapuścił się i czuł, że pędzi donikąd.

Aż nadszedł TEN MOMENT. Coś się przelało, coś pękło. Punkt zwrotny pan Łukasz umieścił na 59. stronie, czyli patrząc na objętość całej książki mniej więcej tam, gdzie w każdej porządnej historii taki punkt zwrotny powinien się znaleźć. Nie chcę zdradzać Wam za wiele, dlatego rozochocę Was tylko fragmentem książki mówiącym o tym, jak pan Łukasz czuł się zaraz po podjęciu dość przypadkowego i irracjonalnego działania mającego na celu zmianę stanu rzeczy. Fragment bardzo aktualny, bo zahaczający o temat noworocznych postanowień:

„Ogromną zaletą mojej spontanicznej decyzji, co uświadomiłem sobie dopiero po jej podjęciu, było uniknięcie tak zwanej klątwy początku miesiąca. Po czasie dotarła do mnie ta oczywista prawda, że największym błędem jest wyznaczanie sobie terminu rozpoczęcia realizacji jakiegoś zadania – trenowania, odchudzania się, nauki języków obcych, remontu domu, rzucania palenia, pisania książki – na konkretny, najlepiej pierwszy dzień miesiąca, tygodnia czy roku. Stajemy się wówczas zakładnikami przeświadczenia, że powodzenie naszego przedsięwzięcia zależy od kalendarza, a nie od nas samych. Wystarczy, że z jakichś powodów na kilka dni przerwiemy trenowanie, i od razu jesteśmy przekonani, że teraz to już nie warto na nowo zaczynać, w środku tygodnia lub miesiąca, lepiej zaczekać do poniedziałku lub do pierwszego stycznia. Postanowienia noworoczne są największym absurdem, którego powinno się instytucjonalnie zakazać ze względu na ryzyko zachorowania na nerwicę lub możliwość popadnięcia w kompleksy. (…) Trzeba to zrobić chwilę po tym, gdy odważny pomysł przyjdzie nam do głowy”.


Podpisuję się pod tym obiema rękami. Obiema w rękawiczkach do biegania. Jeśli jesteście ciekawi tego, co szalonego zrobił Autor i od czego zaczęła się wielka przemiana, to zachęcam do lektury. Dużo w tej książce znakomitych fragmentów, bardzo ciekawie pan Łukasz opisuje swoją walkę z uzależnieniem technologicznym, z ciągłym i bezsensownym sprawdzaniem maila czy facebooka. Mam podobnie i też chcę z tym walczyć. Zaczynam już od Nowego Roku.