Życie Guru składa się nie tylko z biegania, czekania
na bieganie, z odpoczynku po bieganiu i z myślenia o bieganiu, ale również z
czytania o bieganiu. Guru czyta książki, które uczą go, jak biegać, ale czyta
również książki w jakikolwiek sposób z bieganiem związane.
Niniejszym inauguruję mały kącik recenzencki.
Różnych rzeczy szukam w książkach i różne rzeczy znajduję, jednak chyba
najbardziej kręci mnie odajdywanie w czytanych historiach momentów, w których
ktoś mówi „dość”. Zawsze zagadką było dla mnie to, dlaczego człowiek potrafi przez
dłuższy albo i bardzo długi czas na własne życzenie doprowadzać się do
koszmarnego stanu, a nie potrafi w końcu wziąć się za siebie i ruszyć cztery
litery albo dwie nogi. A jeszcze większą zagadką było to, jak można w ciągu
jednej chwili, w porywie jakiejś niezrozumiałej emocji, wywrócić swoje życie i
przejść na jasną stronę mocy. Nie rozumiałem tego tak bardzo, jak nie
rozumiałem, dlaczego każdy mój wcześniejszy zryw kończył się porażką.
Czytanie o chwilach zrywu dostarcza mi
największej frajdy. I frajdę tę znalazłem w książce Łukasza Grassa „Trzy mądre
małpy”.
Pana Łukasza pewnie kojarzycie z anteny TVN24. Przez 58 stron książki
pan Łukasz opisuje swoje życie przed momentem przełomowym. Aktywną młodość i
późniejsze staczanie się po fizycznej równi pochyłej, której kąt nachylenia powiększał
się w miarę rozkwitania kariery dziennikarskiej. Stresująca praca,
odpowiedzialność, obciążenia, obowiązki rodzinne, koszmarna dieta i brak ruchu –
pan Łukasz zapuścił się i czuł, że pędzi donikąd.
Aż nadszedł TEN MOMENT. Coś się przelało, coś
pękło. Punkt zwrotny pan Łukasz umieścił na 59. stronie, czyli patrząc na
objętość całej książki mniej więcej tam, gdzie w każdej porządnej historii taki
punkt zwrotny powinien się znaleźć. Nie chcę zdradzać Wam za wiele, dlatego rozochocę
Was tylko fragmentem książki mówiącym o tym, jak pan Łukasz czuł się zaraz po
podjęciu dość przypadkowego i irracjonalnego działania mającego na celu zmianę stanu
rzeczy. Fragment bardzo aktualny, bo zahaczający o temat noworocznych
postanowień:
„Ogromną zaletą mojej spontanicznej decyzji, co
uświadomiłem sobie dopiero po jej podjęciu, było uniknięcie tak zwanej klątwy początku
miesiąca. Po czasie dotarła do mnie ta oczywista prawda, że największym błędem
jest wyznaczanie sobie terminu rozpoczęcia realizacji jakiegoś zadania –
trenowania, odchudzania się, nauki języków obcych, remontu domu, rzucania
palenia, pisania książki – na konkretny, najlepiej pierwszy dzień miesiąca,
tygodnia czy roku. Stajemy się wówczas zakładnikami przeświadczenia, że
powodzenie naszego przedsięwzięcia zależy od kalendarza, a nie od nas samych.
Wystarczy, że z jakichś powodów na kilka dni przerwiemy trenowanie, i od razu
jesteśmy przekonani, że teraz to już nie warto na nowo zaczynać, w środku
tygodnia lub miesiąca, lepiej zaczekać do poniedziałku lub do pierwszego
stycznia. Postanowienia noworoczne są największym absurdem, którego powinno się
instytucjonalnie zakazać ze względu na ryzyko zachorowania na nerwicę lub
możliwość popadnięcia w kompleksy. (…) Trzeba to zrobić chwilę po tym, gdy
odważny pomysł przyjdzie nam do głowy”.
Podpisuję
się pod tym obiema rękami. Obiema w rękawiczkach do biegania. Jeśli jesteście
ciekawi tego, co szalonego zrobił Autor i od czego zaczęła się wielka
przemiana, to zachęcam do lektury. Dużo w tej książce znakomitych fragmentów,
bardzo ciekawie pan Łukasz opisuje swoją walkę z uzależnieniem technologicznym,
z ciągłym i bezsensownym sprawdzaniem maila czy facebooka. Mam podobnie i też chcę
z tym walczyć. Zaczynam już od Nowego Roku.