Wszystko idzie dobrze. Omijają mnie kontuzje, robię postępy,
przebiegałem zimę, wysiłek polegający na nurkowaniu w śniegu procentuje, czuję
moc i czuję mocz spływający po nogawkach moich rywali.
Wczoraj pierwszy raz przebiegłem dystans półmaratonu, w styczniu
zrobiłem łącznie 266 kilometrów, nie ulega żadnej wątpliwości, że do końca
bieżącego roku będę najszybszym białym człowiekiem.
I biegnąc sobie zadaję pytanie: czym dla mnie będzie całe to
bieganie?
No bo nie wiem. Kiedyś bieganie było bieganiem – chodziło o
to, żeby w końcu zacząć się ruszać. Teraz, bardzo poruszony moim ruszeniem,
uświadomiłem sobie, że patentów na bieganie jest tyle, ile par nóg. Że gdzieś w
tym wszystkim trzeba jeszcze odnaleźć siebie. Odnaleźć drogę, która będzie moją
drogą. Chodzi mi o znalezienie czegoś, co byłoby połączeniem Coelho, Google Maps,
Sympatia.pl i Nike’a. Czyli: po co, gdzie, z kim i w czym?
W tym momencie najbardziej kręcą mnie długie wybiegania. W
planach mam zakup plecaka. Chcę wyjeżdżać pociągiem czy innym czymś
kilkadziesiąt kilometrów za miasto i wracać biegiem zwiedzając. Jak tylko w
parkach i lasach zrobi się bardziej sucho, pojadę sobie na przeciwną stronę
Kampinosu i lasami wrócę na Wolę.
Zobaczcie, jak pięknie wygląda Kampinos w
bezksiężycową noc:
W plecaku trochę jedzenia i izotoników, mapka i wydrukowany
na miękkim papierze Coelho (na wypadek kłopotów żołądkowych). Tak, w tym
momencie tego rodzaju bieganie kręci mnie najbardziej.
Ale spróbuję też bardziej tradycyjnych rozwiązań. Wiosną przebiegnę
kilka półmaratonów. Zacznę w marcu w Warszawie, w kwietniu Przytok, w maju
jeszcze jakiś, być może zagraniczny. Później chwila regeneracji, a od początku czerwca
czteromiesięczny plan przygotowań do jesiennego maratonu. Pierwszy raz w życiu
mam tak dalekosiężne plany. I pierwszy raz wiem, że je zrealizuję. Chciałbym też
pobiegać trochę po górach, brzegiem morza, a jak finanse pozwolą, to także w
stanie nieważkości.
Niedawno zdałem sobie sprawę, że choć od kilku miesięcy
biegam (co wydaje mi się już całą wiecznością), to jeszcze nigdy, przenigdy nie
biegałem w… krótkim rękawku! W spodenkach! Nigdy!
To pokazuje, jaka jeszcze droga przede mną. Nie mogę się
doczekać wiosny. Gdybym miał pewność, z której strony nadejdzie, to już teraz
zacząłbym biec jej na spotkanie.